Forum www.womanishly.fora.pl Strona Główna

www.womanishly.fora.pl
Forum poświęcone głównie kobietom i nastolatkom. Ich sprawom, problemom.
 

Bleee, rzygi, zgon na miejcu! -.-
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.womanishly.fora.pl Strona Główna -> Proza.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Justify
Takie małe, a tak wnerwia! :]


Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 816
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ja jestem?

PostWysłany: Śro 20:36, 25 Mar 2009    Temat postu: Bleee, rzygi, zgon na miejcu! -.-

No więc cóż. Postanowiłam zamieścić tutaj durną historię o durnej Amy Brown z durnymi Jonasami o durnym życiu -.-" Krytykujcie śmiało.

-Amy! Wstawaj!- krzyczała Susan, matka szatynki. A ta, wciąż zaspana walczyła ze sobą. Nie chciała wstawać. Musiała. „To tylko jeden dzień!” pomyślała.
-Amy! Wstawaj no! To tylko jeden dzień!- Susan powtórzyła jej myśli.
-Co nie zmienia faktu, że o jeden za dużo.- wymruczała szatynka. Wyklinając cały świat zwlokła się z łóżka. Jakimś cudem dotarła do łazienki, ochlapała twarz lodowatą wodą. Nie pomogło. Spojrzała w lustro. Te same długie, trudne do poskromienia fale od czasu do czasu skręcające się w loki, te same duże, miodowe oczy, ta sama twarz. Ten sam, rozmazany obraz, bo jeszcze nie wzięła soczewek.
-A może dzisiaj okulary?- powiedziała do siebie. Umyła zęby, jak zawsze białe, wzięła ubrania z krzesła w pokoju. Spojrzała na parę dużych waliz stojących obok drzwi. „To już dziś. Cholerna Święta Trójca. Wrrr..” pomyślała. Dopakowała kosmetyczkę i parę „zapasowych” rzeczy. Chwyciła torbę z laptopem (nie chciało jej się brać podręczników, bo i po co?) i zbiegła na dół.
-Nareszcie, no ileż można czekać! Masz tu śniadanie. Do szkoły cię nie podwiozę, bo już jadę.- rzuciła matka, wychodząc z kuchni.
-Mhm...- Amy nie miała ochoty na bardziej rozwiniętą rozmowę. Wyjęła z torby czarnego laptopa iApple. Pierwsze, co jej się wyświetliło, to wiadomość od durnego Nicholasa. „Widzimy się o 15?”. Pff... Nie miała zamiaru odpowiadać. Kretyn. Dopiła herbatę, wrzuciła lapka do torby i mimo, że nikogo w domu nie było, ostentacyjnie trzasnęła drzwiami. Idąc szerokim chodnikiem starała się przypomnieć imiona jej koleżanek z klasy.
-Katy, Susan, Samantha, Summer... Kurde, kto tam jeszcze był?- mówiła pod nosem. Rozmyślania przerwał jej dźwięk wiadomości wydobywający się z jej telefonu.
-Jonas, kretynie, odczep się!- krzyknęła, przeczuwając, kto napisał jej KOLEJNĄ wiadomość.
„To jak, będziecie o 15?”.
- Nie podniecaj się tak, Nicholas.- skrzywiła się Amy i postanowiła nie odpisywać.
Wyszła zza rogu i dostrzegła stare liceum. Zielone, z łuszczącą się farbą. „Taaak, wygląd zachęcający...”- zironizowała. Minęła furtkę, zaczęła rozpoznawać różne twarze. Znała ich tylko z widzenia. Kiedyś też była normalną nastolatką, uczącą się w tym liceum. Kiedyś. Dopóki jej „kochana” matka po rozwodzie z ojcem nie postanowiła zostać managerem słynnych Jonas Brothers. Wywróciła oczami. Nick to, Joe tamto, a Kevin jeszcze coś innego. Pff... Straciła z matką kontakt. Cały dzień zabiegana, zapracowana. Z telefonem przy uchu i laptopem na kolanach. Ok, może i zarabiała więcej, ale za jaką cenę! Było wiele nowości, Amy dostała prywatnego nauczyciela, itede. Szatynka zdążyła zacząć się już przyzwyczajać, ale oczywiście Wieczni Prawiczkowie musieli coś sobie wymyślić. Postanowili się wybrać w wielką trasę koncertową. Pół roku spania w autobusie, sporadycznie w hotelach, później miesiąc przerwy i znowu pół roku. A co dalej? Nie wiadomo. Amy miała układać fryzurki nawiedzonym braciszkom. A po co szła do liceum? Żeby odebrać papiery. Matka była za bardzo zabiegana. A po co odebrać? Bo teraz nie musiała się uczyć.
Ludzie na szczęście jej nie poznawali, traktowali ją jak powietrze, jak każdego innego. Na korytarzu biegający ludzie ją potrącali, ale się tym nie przejmowała. Po drugiej lekcji miała dość, więc odebrała od dyrektora swoje dokumenty i wróciła do domu. Jak zwykle, trzasnęła drzwiami. Powyklinała na wszystkich dookoła, gdy zauważyła, że lodówka jest pusta. Powlokła się do swojego pokoju. Zrobiła ostatnie porządki, wyrzuciła banana, którego wczoraj nie zjadła. Spakowała podręczny bagaż i z myślą, że nareszcie sobie odpocznie, poszła do salonu. Wyłożyła się na kanapie, włączyła telewizor. Ze znudzeniem przerzucała programy, aż zatrzymała się na muzycznym. Ledwo się odprężyła, a tu kolejna wiadomość. „Będziemy po ciebie za 20 minut. Weźmiemy też bagaże, żeby Susan tylko weszła i sprawdziła, czy czegoś nie zapomniała. Mają być korki, więc wyjedziemy wcześniej.” Tym razem to nie Nicholas. Joe Jonas. Mniejsza o to. Poszła do pokoju i stwierdziła, że jeszcze dopakuje parę rzeczy. Z trudem wcisnęła je do jednej z jej walizek. Od wiadomości nie minęło 10 minut, a usłyszała dzwonek. Zbiegła po schodach.
-Miało być dwadzieścia minut, a nie dziesięć...- powiedziała na tyle głośno, żeby gość to usłyszał. Otworzyła drzwi i zobaczyła wysokiego bruneta z wyprostowanymi włosami. Joseph we własnej osobie. A za nim Rob, ochroniarz.
-Cześć Amy!- powiedział Joe ze szczerym entuzjazmem.- Gdzie walizki?
-Na górze, a gdzie mają być?- odburknęła Amy.
-Nie szkodzi!- powiedział chłopak, jakby szatynka miała wyrzuty sumienia.- Rob, wejdziesz po walizki?- wezwany bez słowa wszedł do domu i podążył na górę.
-Ależ on sam tego nie zniesie! Joseph, może mu pomożesz?- przymilnie zapytała Amy. Chciała się pośmiać z wielkiego Josepha Adama Jonas znoszącego walizki do ogromnej limuzyny.
-Eeee...- Jonas, jak na pospolitego Jonasa przystało nie chciał być nieuprzejmy. I w tym Amy nad nim górowała.
-No skoro nie masz siły... Dobrze...- szydziła Amy. Niestety, nie udało jej się przekonać bruneta, bo przerwał im natrętny Nicholas.
-Hej. Idziesz już teraz do limuzyny?
-No przecież muszę zamknąć dom, krety.. Nick.- burknęła szatynka.
-Ekhem.. Dobra.- speszony wrócił do limuzyny. Po chwili Rob zniósł już wszystkie walizki i Amy, chcą czy nie, musiała zabrać podręczny bagaż, kurtkę i wyjść z domu. Wgramoliła się na sam koniec pojazdu, gdzie siedzieli Idiot Brothers Bez Kevina.
-Gdzie Kevin?- zapytała Amy ukrywając zaciekawienie. Bez wątpienia, najbardziej tolerowała najstarszego Jonasa. Frankiego pomijając, bo jego uwielbiała. Słodki maluch był nie do przebicia.
-Ustala trasę z kierowcą.- odpowiedział Nick, który się chyba obraził za niedokończone słówko... Amy postanowiła nie ciągnąć dalej rozmowy. Bracia też nie dążyli do porozumienia. Nie znali Amy, byli zdziwieni, że od początku była do nich wrogo nastawiona. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
Po chwili zajechali pod ogromną willę. No tak. Przepych, przepych, przepych... W takich miejscach Stewart będzie teraz sypiać. No, pomijając noce spędzone w autobusie. Pewnie będzie to jakiś zatęchły grat. Szatynka pierwsza wyszła z limuzyny, żeby żaden z braci nie oferował jej pomocy. Rozejrzała się. Przy drzwiach Kevin wykłócał się z, prawdopodobnie, kierowcą, po ogrodzie biegał Frankie. Z domu dało się dosłyszeć tupot nóg. Rodzicie Jonasów sprawdzali, czy wszystko spakowane... Amy podeszła do wysokiego chłopca, a dokładniej już mężczyzny, z burzą loków na głowie.

Tylko proszę o szczerość.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eclipse
ocalałeś nie po to, aby żyć


Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:38, 25 Mar 2009    Temat postu:

Fajne. !
Mi się podoba. xd
Napisałaś dalsze przygody. ?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Justify
Takie małe, a tak wnerwia! :]


Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 816
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ja jestem?

PostWysłany: Czw 14:51, 26 Mar 2009    Temat postu:

Tak, mam tego trochę ^^ Później dodam ;P
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eclipse
ocalałeś nie po to, aby żyć


Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:52, 26 Mar 2009    Temat postu:

Okej.
Dawaj jak najszybciej.
Mi się podoba. ;]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Justify
Takie małe, a tak wnerwia! :]


Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 816
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ja jestem?

PostWysłany: Czw 19:13, 26 Mar 2009    Temat postu:

A oto kolejna część moich wypocin. Jeśli są błędy- proszę o wybaczenie. Czytałam to z dziesięć razy, ale zawsze można coś pominąć, nie? ;)


Amy podeszła do wysokiego chłopca, a dokładniej już mężczyzny, z burzą loków na głowie.
-Nie będziemy się zatrzymywać w tych durnych hiltońskich hotelach! Nie ma mowy. Wiem, że to nie po drodze!- nawijał Kevin. Nie dawał dojść do słowa kierowcy, coraz bardziej zirytowanemu. Szatynka podeszła do Jonasa, ignorując faceta, który miał ich przez następne pół roku wozić, gdzie chcieli.
-Hej, Kevin... Spokojnie. Jak raz, czy dwa zatrzymamy się u Hiltonów, to nic się nie stanie...- mruknęła.
-Amy... Och...
-Proszę... Jeszcze nigdy nie byłam w hiltońskim hotelu...- Dziewczyna zrobiła słodkie oczy.
-Och... Dobra. McKein, ale nie więcej, niż 2 razy!- facet, do którego się zwrócił przytaknął i z widoczną ulgą poszedł za róg.
-Gdzie jest ten gra.. autobus?
-Za rogiem, za chwilę McKein tu podjedzie.
-A gdzie moja matka?
-W domu, biega razem z moją i...
-Nie kończ, proszę...- skrzywiła się Amy. Pamiętała, jak jeszcze wczoraj jej matka biegała po domu, pakując ostatnie rzeczy. Nie można było z nią wytrzymać.
Amy ruszyła na ławkę w ogrodzie. Wyjęła MP4, włączyła Metallicę na full. Nie interesowało ją, czy ktoś jej będzie potrzebować. Ona była tu z przymusu, więc nie będzie pomagać.
Po jakimś kwadransie poczuła, że ktoś położył jej rękę na ramieniu. Otworzyła oczy. Przed nią stał Joe. Wyjęła słuchawki z uszu i spiorunowała przybysza wzrokiem.
-Eeee.. Przepraszam.- mruknął zawstydzony i zabrał rękę.- Już jedziemy.
-Spoko, nie ma sprawy.- powiedziała Amy, lekko się czerwieniąc. Czy była aż taka straszna, że Wielki Pan Jonas się speszył?
Odwróciła się i jej oczom ukazał się wielki, nowoczesny autobus.
-Aaa.. Wow. Eeee.- zatkało ją. Mimo wszystko poszło za Joe. Idąc wzdłuż autobusu zastanawiała się, koło kogo będzie spała. Wolała nie koło matki. Weszła po kilku schodkach, obejrzała ładny, jasny wystrój. Jonas zaprowadził ją na tył autobusu.
-Tutaj śpimy. Możesz sobie wybrać łóżko.- Amy zobaczyła 4 łóżka. Wybrała to bliżej okna, z lewej. Rzuciła na nie torbę.
-A kto będzie spał tutaj?- wskazała na łóżko pod przeciwległą ścianą.
-Ja.- odparł, siadając. Siedzieli chwilę w ciszy, lecz przerwali ją dwaj pozostali bracia.
-Joe, ja miałem tutaj spać!- narzekał Nick.
-Nick, daj spokój. Ja śpię tutaj.- Kevin wskazał łóżko przy ścianie, obok łóżka Amy.
-Ale śpij głową do mnie!- uprzedziła Amy.
-Haha, no wiesz!- zaśmiał się najstarszy z braci.
-Ja mówiłam całkiem poważnie!- krzyknęła.
Bracia jeszcze sobie żartowali, ale Amy już ich nie słuchała. Wzięła iApple i odczytała wiadomość. „Jak będziesz sama, to pogadamy, ok.?”- od Karoliny, którą nazywała Caroll. Była to jej przyjaciółka z ojczystego kraju- Polski. Postanowiła odpisać. „Puszczę ci strzałę, jak będę miała chwilkę, tylko rozmawiajmy po polsku i bez wymieniania imion tych kretynów ^^”. Zamknęła laptopa i od razu z megafonu odezwał się męski głos:
-Usiądźcie wszyscy, ruszamy!- Lekko nimi szarpnęło.
-No i jazda!- wykrzyknął entuzjastycznie Nicholas. „Nie podniecaj się tak...” zaszydziła w myślach Amy. Położyła się na swoim łóżku i zaczęła słuchać muzyki. Nie dane jej było odpocząć.
-Amy... wykorzystując twój, ekhem... dobry humor, może powiesz nam coś o sobie?- zaczął Kevin.
-Nie lubię mówić o sobie.- zbyła go dziewczyna.
-Ale ty wiesz o nas dużo, a my o tobie tylko to, że nazywasz się Amy Stewart, i jesteś pół Polką, pół Amerykanką...
-...i że nas nie cierpisz.- dokończył Joe.
-To nie tak, że... To znaczy... Bo...- szatynka się speszyła- Ja.. No to nie tak, że was nie cierpię. Po prostu... Moja matka ciągle o was mówi i w pewnym momencie to się robi nudne.
Poza tym... Do cholery jasnej! Wywróciliście moje życie do góry nogami!- Amy się zirytowała. „Cholerne rumieńce!”- wyżyła się w myślach.
Zapadła cisza. Dziewczyna poczuła straszną chęć na odcięcie się od towarzystwa i rozmowę z Caroll.
-Ekhem.. Eee... To ja pójdę po coś do picia.- wydusił Joe i poszedł.
-Pomogę ci!- krzyknął Kevin i wybiegł za nim.
Został Nick, który zaczął się intensywnie wpatrywać w Amy. A ona, próbując nie zwracać na to uwagi, wzięła iApple.
-Jonas, czy jestem gdzieś brudna?!- krzyknęła zirytowana do najmłodszego z braci, który nadal na nią patrzył.
-Ja.. To znaczy my... Nie wiedzieliśmy... Amy... Sorry. Myśleliśmy, że ty... Eee... No.- zaczął się jąkać.
-Nie kończ. I tak ci nie wierzę. - powiedziała i na jej twarzy pojawił się nikły cień uśmiechu. Zadzwoniła przez Skype do przyjaciółki. Z ulgą przyjęła widok jej twarzy na ekranie.
-Cześć, kochana!- powiedziała po polsku.
-Hej! O jejku, są obok? Pokażesz mi ich? Błagam, błagam, błagam!!!- również po polsku powiedziała przyjaciółka.
-Ostatecznie...- Amy odwróciła kamerę na Nicka. Dopiero teraz zauważyła, że ten obserwuje ją, ale tym razem ze zdziwieniem.
-No co? Rozmawiam z przyjaciółką...-zaczęła po angielsku.
-Po polsku?- zapytał Jonas.
-Tak. Pomachasz jej? Strasznie się podnieca. Cała Caroll...- Amy skrzywiła się, korzystając z tego, że przyjaciółka tego nie widzi. Nick się zaśmiał.
-Hi, Caroll!- pomachał do kamery. Amy patrząc w ekran, zauważyła, że oczy jej przyjaciółki niemal się świecą. Skierowała kamerę na Joe i Kevina, którzy właśnie przyszli.
-Jejku, jak ja ci zazdroszczę! Masz trzech wolnych przystojniaków po ręką!- westchnęła Caroll po polsku.
-Ale ja z żadnym nie będę, Caroll, opanuj się!- odpowiedziała szatynka, również w swoim ojczystym języku, odwracając kamerkę do siebie. Tak samo, jak Nick, bracia patrzyli na Amy zdziwieni. Nigdy nie słyszeli, żeby rozmawiała po polsku.
A Amy czas na rozmowie płynął bardzo szybko. Dopiero, gdy autobus gwałtownie się zatrzymał, przerwała konwersację.
-Wysiadamy?- zapytała Jonasów. Zanim którykolwiek zdążył coś powiedzieć, rozległ się głos jej matki.
-Niestety, utknęliśmy w korku. Szykuje się noc w autobusie, chyba, że zatrzymamy się w hotelu. Pozamykajcie okna, bo nadchodzi burza.
-Brr! Nienawidzę burzy!- powiedziała do Caroll.
-Jakbym nie wiedziała. Ale wiesz... zawsze możesz skryć się w ramionach jednego z braci...- przyjaciółka puściła jej oczko.
-Nie! Mówiłam ci, że nie chcę z żadnym być.
-Masz trzech przystojniaków pod ręką i żadnego nie chcesz?! Czyś ty oszalała?!- zirytowała się przyjaciółka.- Weź chociaż jednego!
-A jak mogłabym „wziąć” dwóch?- zaśmiała się Amy.
-Yyy... Na zmianę, Amy, na zmianę.- obie wybuchły śmiechem.
-Dobra, dobra. Caroll, nie angażuj się w moje życie z Jonasami, ekhem, braćmi.- skończyła temat Stewart.- Muszę kończyć, czupryniaści coś podejrzewają.
-Ok., kochana. Buziaczki. Skontaktuj się czasem ze starą przyjaciółką, co?
-Może... Papa!- szatynka posłała przyjaciółce buziaka. Zamknęła laptopa.
-No nareszcie! Ileż można gadać...- westchnął Kevin, gdy zamykała laptopa.- I to jeszcze po polsku... Dziwnie się czułem, nie wiedząc, o co chodzi.- skrzywił się.
-Kev, zostaw ją. To dziewczyna!- zaśmiał się Joe.
-No tak, ja jestem w stu procentach kobietą, ale czy ty chociaż w piętnastu mężczyzną, to nie wiem... A teraz sorry, idę do łazienki.- wyrwało się Amy po polsku. Jonasi patrzyli na nią z szeroko otwartymi oczami, a ona zaśmiała się i powtórzyła wszystko po angielsku.
Joe nie zdążył odpowiedzieć, bo dziewczyny już nie było. Za to dwaj bracia zaczęli się z niego śmiać.
-Jak ona tak zawsze, to...
-JA WSZYSTKO SŁYSZĘ!- wrzasnęła z łazienki.


Ostatnio zmieniony przez Justify dnia Czw 19:16, 26 Mar 2009, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eclipse
ocalałeś nie po to, aby żyć


Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:26, 26 Mar 2009    Temat postu:

To opowiadanie jest lepsze od poprzedniego.
Ta Amy jest fajna, że nie jest wielką fanką Jonasów i tak `skacze` za nimi.
Mi się bardzo podoba. ;]
Czekam na następną część.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Justify
Takie małe, a tak wnerwia! :]


Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 816
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ja jestem?

PostWysłany: Nie 20:59, 29 Mar 2009    Temat postu:

-No nareszcie! Ileż można gadać...- westchnął Kevin, gdy zamykała laptopa.- I to jeszcze po polsku... Dziwnie się czułem, nie wiedząc, o co chodzi.- skrzywił się.
-Kev, zostaw ją. To dziewczyna!- zaśmiał się Joe.
-No tak, ja jestem w stu procentach kobietę, ale czy ty chociaż w piętnastu mężczyzną, to nie wiem... A teraz sorry, idę do łazienki.- wyrwało się Amy po polsku. Jonasi patrzyli na nią z szeroko otwartymi oczami, a ona zaśmiała się i powtórzyła wszystko po angielsku.
Joe nie zdążył odpowiedzieć, bo dziewczyny już nie było. Za to dwaj bracia zaczęli się z niego śmiać.
-Jak ona tak zawsze, to...
-JA WSZYSTKO SŁYSZĘ!- wrzasnęła z łazienki.
Gdy już wychodziła, usłyszała komentarz Joe:
-Dłużej nie mogłaś?
-Mogłam, ale stwierdziłam, że będzie to przesada.- rzuciła, siląc się na spokój. Miała ochotę walnąć go w tą piękną buźkę. Przystojniak miał szczęście, bo niebo przecięła błyskawica, a później rozległ się grzmot. A ponieważ zapomnieli zamknąć okien, efekt był powalający. Szatynka skuliła się, przez jej twarz przeleciał cień strachu, a oczy zastygły w przerażeniu.
-Bo... Boisz się... BURZY?!- zapytał Joe kpiącym tonem.
-To nie tak, że się boję...
-Więc co, LĘKASZ się?- chłopak nie ukrywał uśmiechu.
-Joe, zostaw Amy. Każdy się czegoś boi. Czy mam ci przypominać, jak niedawno uciekłeś na widok małego pajączka na spacerze z Frankiem?- obronił dziewczynę Kevin. Joe tylko spłonął rumieńcem i poszedł na przód autobusu, gdzie był Nick i reszta „załogi”. Amy posłała spojrzenie pełne ulgi najstarszemu Jonasowi i usiadła, by rozczesać włosy. Troskliwy Kevin pozamykał szczelnie wszystkie okna. Gdy zobaczył, jak szatynka męczy się ze swoimi włosami, zaśmiał się cicho i delikatnie wyjął szczotkę z jej dłoni.
-Co ty do cholery jasnej...- nie dokończyła. Kazał jej usiąść po turecku, a sam uklęknął na łóżku i zabrał się do „pracy”. Porozdzielał włosy na mniejsze partie i zaczął rozczesywać. Gęste włosy Amy szybko „poddały się” urokowi najstarszego Jonasa. Samej dziewczynie zrobiło się przyjemnie, że ktoś się o nią troszczy. Powoli poddawała się nastrojowi i zaczęła przymykać oczy.
-Jestem aż takim perfekcjonistą?- usłyszała niski głos przy swoim uchu. Wymruczała coś o „latach pracy” i "idiocie" a później, nie bardzo wiedząc, co robi, osunęła się w jego ramiona, jednocześnie zapadając w sen. Znów cicho się zaśmiał i zdziwiony, oparł o ścianę. Po chwili jej oddech wyrównał się, a on, wciąż się uśmiechając, przykrył dziewczynę kołdrą. Jemu samemu też zaczęło się robić błogo i po chwili zasnął. Po pewnym czasie przyszedł Nick.
-Co do li... Eee...- speszył się.- Gdzie Joe?
-Nie wiem.-wyszeptał rozbudzony Kevin.- Może z przodu.
Nick bez zbędnych pytań poszedł na przód autobusu. Gdy najstarszy Jonas znów zasnął, Nicholas wrócił.
-Musisz ją obudzić, za kwadrans dotrzemy do hotelu.
-Dobra.- wyszeptał i zwrócił się do dziewczyny nadal śpiącej w jego ramionach.- Halo... Amy... Budzimy się...- pogłaskał ją po policzku. Ona powoli otworzyła oczy, a gdy zorientowała się, w czyich jest ramionach, wyskoczyła szybko z łóżka.
-Kevin? Kuźwa.. Ja.. Sorry. Nie wiem, jak to się stało... A dlaczego ty mnie w ogóle nie obudziłeś, co? Powinieneś mnie obudzić od razu, a nie teraz, bo... DLACZEGO MNIE NIE OBUDZIŁEŚ? Ja nie jestem jakąś pierwszą lepszą, nie masz prawa tak sobie...
-Amy... Przepraszam.- przerwał jej słowotok, przerażony pretensjami. Uśmiechnął się i dodał:
-Nie budziłbym cię, ale za chwilę dojedziemy do hotelu. Pójdę do przodu dowiedzieć się, co i jak. Chcesz mieć osobny pokój, czy... jak?
-Nie zmieniaj tematu. Nie powinieneś tego robić, jestem na ciebie wściekła. Co do pokoju... Wolałabym być sama, ale obojętnie mi.- Kevin poszedł, a Amy opadła na łóżko. „Co ja robię? Kretyn z niego. Idiota. Myśli, że jestem jakąś... latawicą, pf! No ale cóż, w końcu do Jonas...”
-Kretynka.- wymruczała do siebie i spakowała podręczny bagaż, który zdążył się (oczywiście sam) porozrzucać. Gdy zapinała plecak, przyszedł Joe, nadzwyczaj miły.
-Amy, którą wziąć ci walizkę?
-Eee.. Tą dużą, zieloną z polskim napisem. Będziesz wiedział, bo nie rozpoznasz.
-Chodź, już wysiadamy.- gdy tylko to powiedział, autobus się zatrzymał, a on zachwiał się i upadł.- Właśnie.
- O jejku, nic ci nie jest?- przeraziła się Amy, nie całkiem szczerze.
-Nie, nic.- jęknął chłopak, podnosząc się z podłogi.- Chodź już.
Dziewczyna wzięła plecak i poszła za Jonasem. Po drodze zwróciła uwagę na kuchnię. Jasny mahoń, błyszczący- lakierowany. Nowoczesna, dobrze wyposażona. Jak na milionerów przystało. Wyrwało jej się prychnięcie.
-Co?- zapytał zdezorientowany chłopak.
-Yyy... Nic, nic.- Joe wzruszył tylko ramionami- Idiota.- dodała po polsku, rozkoszując się tym, że Jonas jej nie rozumie.
-Powiedziałaś coś chyba po polsku.
-Och, przepraszam. Powiedziałam, że ładna kuchnia- szatynka starała się nie wybuchnąć śmiechem. Postanowiła częściej nabierać Jonasów.
Nareszcie doszli do wyjścia autokaru. Zeszła po kilku schodkach i uderzyło ją chłodne powietrze. To ją pobudziło. Po chwili poczuła też lodowate kropelki deszczu na twarzy. Wytężyła wzrok. Nieco dalej stali dwaj pozostali bracia. Odwróciła się i zobaczyła hotel. Ba, hotel! Hotelisko! Parenaście pięter.
Nadal szła za Joe, ale po chwili zatrzymała się przy matce.
-Dlaczego nie wchodzimy?- zapytała, siląc się na obojętność.
-Chcesz, to idź już do środka. O, Jonasi już idą.- Amy podążyła za wzrokiem rodzicielki. Podbiegła do braci, bez słowa dotarli do drzwi.
-Panie przodem...- zażartował Joe otwierając drzwi Amy i Nicholasowi.
-Ty...- zaczął najmłodszy Jonas, ale nie skończył.
-Wow! Zajebiście!- wybuchła dziewczyna.
-Ekhem...- to pan Jonas, ojciec braci podszedł do nich.- Amy, masz pokój z którymś z... moich synów. Nie ma już jednoosobowych pokoi.- skrzywił się. Nie trzeba wspominać, że dziewczyna jeszcze bardziej?
-ŻE CO?! Eee.. Spoko. Przepraszam. Mogę klucz?- wydusiła.
-Kartę magnetyczną.- poprawił z rozbawieniem ojciec Jonasów. Zabrała ją i poszła na poszukiwania pokoju. Usiłowała ukryć rumieniec, który wykwitł jej na twarzy.
-To się robi serial latynoamerykański, Amy!- mruknęła do siebie- Zrób coś, cholera jasna! Wymiękasz!
Wjechała windą na 9 piętro. Szła wzdłuż korytarza.
-227, 228, 229, 230, 231... Jest! 232!- przyłożyła kartę do zamka. Piknęło. Weszła i od razu przystanęła.
-Wow...


Hm, cóż. Słodkawo, ale starałam się nie ZA słodko. Chyba mi się nie udało -.-"
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eclipse
ocalałeś nie po to, aby żyć


Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:05, 30 Mar 2009    Temat postu:

Nie słodzisz. Jest umiarkowanie. ^^
Bardzo mi się podoba.
Masz talent. ;]
Piszesz cos jeszcze oprócz tych histori z Jonasami ?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Justify
Takie małe, a tak wnerwia! :]


Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 816
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ja jestem?

PostWysłany: Wto 10:47, 31 Mar 2009    Temat postu:

Hm... Pisałam parę opowiadań. Np. pisałam w klimacie potterowskim, związek Hermiony ze Snapem (tak, dobrze widać xd). Ale po prostu mi się znudziło, nie miałam już pomysłów. Później pisałam zwykłe opowiadanie, ale po siedmiu rozdziałach stanęłam w martwym punkcie ;D. Zaczynałam pisać o wampirach, ale stwierdziłam, że to jest nudne xD Pisałam jeszcze parę opowiadań, ale w żadnym nie dotarłam tak daleko, jak z Amy. Mam jej koło 100 kartek w zeszycie, a nie wszystko jest na komputerze ;P Jestem okropnie wybredna, jeśli chodzi o opowiadania. Obmyślam teraz, czy nie zacząć pisać pamiętnika jakiejś dziewczyny. Ale o Jonasach się pisze mi się fajnie, chyba trafiłam na swój temat ;p A co do tego pamiętnika, myślałam o tym, żeby zamieścić tam właśnie Jonasów, ale nie jako gwiazdy, tylko jako zwykłych facetów, którzy kochają muzykę, ale zespołem nie będą. A jak ten pomysł nie wypali, to ich nie będzie xd.
No i piszę jeszcze z laude opowiadanie (Jonasowe xD) o dwóch bliźniaczkach. Na razie mamy prolog, a pierwszy rozdział z punktu widzenia Feli już napisałam, ale laude nie ma weny i czekamy, aż ją napadnie ;DD
No i to ogólnie wszystko. Pisywałam też takie krótkie opowiadania (na parę stron), jak dopiero zaczynałam pisać, ale jakoś nie przypadło mi to do gustu ;]
Się rozpisałam.
A ty, Eclipse, coś tworzysz? ;>
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eclipse
ocalałeś nie po to, aby żyć


Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:49, 31 Mar 2009    Temat postu:

Chciałabym przeczytać o tym Snape i Hermionie. xd
Mi zawsze jakoś Hermiona pasowała do Dracona. ^^

Ale ta powieść o Jonasach i Amy jest bardzo fajna.
Nie jest ona ich fanką i krytykuje ich w niezły sposób.
Mi się podoba. xd

Ja tworze w głowie.
Mam parę pomysłów, ale nie chce mi się ich pisać. ^^
Leeń. xd
Czasami napiszę jakieś wiersze.
Ale to bardzeij jako pamiętnik.
Jakieś brednie. xd
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Justify
Takie małe, a tak wnerwia! :]


Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 816
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ja jestem?

PostWysłany: Śro 11:14, 01 Kwi 2009    Temat postu:

To pisz pamiętnik ;D
A o Snapie i Hermionie oddałam przyjaciółce (NieMaszRacji) i ona sobie wszystko pozmieniała, ale jak chcesz, możesz się do niej zgłosić ;P
Spróbuj coś kiedyś napisać. Nie musisz tego kończyć, ważne, żebyś w końcu trafiła na swój temat ;] Pisanie musi sprawiać przyjemność, nie powinno się pisać z przymusu (dlatego też tak wiele razy zmieniam temat opowiadań xd)
No cóż, kolejna część:


Wjechała windą na 9 piętro. Szła wzdłuż korytarza.
-227, 228, 229, 230, 231... Jest! 232!- przyłożyła kartę do zamka. Piknęło. Weszła i od razu przystanęła.
-Wow...
-Podoba ci się?- usłyszała za sobą głos Joe. Aż podskoczyła, a przy okazji straciła równowagę. Zwinnie ją złapał i zaczął się śmiać.
-Hm... Dzięki.- szepnęła speszona. „Kurwa mać! Dlaczego jestem z NIM w pokoju?”
-Dlaczego... W sensie kto zadecydował, żebyś był ze mną w pokoju?
-A nie chcesz być ze mną?- odpowiedział pytaniem na pytanie, poruszając brwiami w górę i w dół, co wyjątkowo zirytowało Amy.
-Co... yyy... nie... cholera jasna!!!- zaklęła po polsku.
-Słucham?
-O sorry. Nieważne. Idę się rozpakować.- Joe widząc wahanie i zażenowanie Amy roześmiał się. Dziewczyna na widok jego figlarnego błysku w oku skrzywiła się („Dlaczego on jest taki... taki... pociągający?! Stewart, przestań!!!”) i ruszyła w kierunku łóżka.
-CO?!?!- wydarła się na widok ogromnego, małżeńskiego łóżka, które było jedyne w pokoju.
-Hmm, zawsze możesz spać na podłodze.
-Jak śmiesz!- krzyknęła rozjuszona Amy.
-Spokojnie, spokojnie... Jeżeli nie masz nic przeciwko, to będziemy spać w jednym.
-A mam wybór?- skrzywiła się- Dobra... Ostatecznie, ale jeden wyskok i będziesz spał na korytarzu.- powiedziała to tak poważnie, że Joe lekko się przestraszył. Potem oboje roześmiali się i zaczęli rozpakowywać.
-Amy... Cz.. Czy... pójdziesz ze mną... na ten... bal?- spytał nieśmiało Joe.
-Jaki bal?!
-No... Moi rodzice... Robią bal... No wiesz, tak na szybko. Witają nas. To jak?
-Może i mogłabym... Ale nie mam się w co ubrać!- zakończyła z szerokim uśmiechem, który przygasł po usłyszeniu odpowiedzi.
-Na dole jest sklep hotelowy, jest bardzo duży wybór w katalogu. Zamówimy zaraz, to na wieczór będzie akurat. Więc...?
-Nooooooooooooooooooo dobra.- zakończyła dźwięcznie i krótko, jak rozkaz wojskowy.
Amy załamana swoim położeniem zaczęła brać pod uwagę różne opcje. Symulacja bólu głowy? Nudności? Przeziębienie? Grypa? Cokolwiek!
-Emmm... I nie próbuj symulować bólu czegokolwiek, moja droga. Jak się zgodziłaś, to zaciągnę cię tam choćby siłą.- uśmiechnął się lekko ironicznie. Amy warknęła, a potem rozpromieniona nowym pomysłem powiedziała:- No to chodź, pomożesz mi wybrać!
Joe myśląc, że Amy jako konkretna z natury osoba szybko wybierze, szybko się zgodził. No cóż, bardzo się zawiódł...
-A może ta? Chociaż nie, nie wiem, jak będzie na mnie wyglądać...
-Amy, proszę! To jest już 47 sukienka, którą bierzesz pod uwagę!
-Ale o co ci chodzi? Nie rozumiem...- wygięła usta w podkówkę, jak małe dziecko.
-Och, Amy! Jesteś taka ładna, a taka niemiła. Proszę, wybierz jedną i zamówmy ją, dobrze?- dziewczyna lekko rozczulona słowami chłopaka postanowiła skończyć tą głupią gierkę i grać fair.
-Ok. A więc poproszę numer 3a.
-Amy, to była druga przez nas oglądana!
-Wiem, ale...
-Co „ale”?! Dobrze. Nie kłóćmy się. Bierzemy tę, panie Barney.
-Oczywiście, panie Jonas. Wieczorem będzie do odebrania. Do którego pokoju to wysłać?
-Do 232. Amy, chodź.- pochylił się w kierunku dziewczyny, wziął ją za rękę i pomógł wstać z głębokiej kanapy. Gdy stała już stabilnie, objął ją w talii i poszli do pokoju. Po wejściu Amy krzyknęła:
-Co to było? Co ja jestem, pierwsza lepsza, którą można poderwać na byle co?!
-Amy, spokojnie. Ja tylko chciałem...- szepnął speszony.
-Co chciałeś?- też ściszyła głos.
-Nieważne. Idę się wykąpać.-powiedział, ale nadal stał i patrzył się jej w oczy. Niestety, przerwał im chłopiec na posyłki, który wparował do pokoju.
-Hm... Przepraszam. Ja ze sklepu. Jest już sukienka. Przyszła dużo wcześniej, bo dostawca miał po drodze. – podał sukienkę Joe, który z wściekłością ją wyszarpnął. Facet wyszedł, a on chciał dokończyć, ale Amy właśnie zniknęła za drzwiami łazienki. Joe rzucił sukienkę na łóżko.
-Wychodzę!- krzyknął i zły na siebie wybiegł.- Co mi się stało? Przecież ona jest taka niemiła, okropna, ale... och.- wyszeptał pod nosem.
-Joe!- wykrzyknął Kevin.
-Co chcesz?- odburknął.
-Nie wiesz, czy Amy nie chciałaby pójść ze mną na bal?
-Ona nie idzie!- syknął.
-A co ty taki...?
-Nie ważne.- nie pozwolił dokończyć starszemu bratu i poszedł.

***

-Amy, wychodzimy!
-Idź już. Ja dojdę!- krzyknęła z łazienki.
-No dobrze. Poczekam przy wejściu.
-Nie... Wejdź na salę. Znajdziesz mnie.
-Jesteś pewna?
-IDŹ!
-Dobra, dobra...- i wyszedł.
„Jezuuuu, co za cholerne buty!”- krzywiła się Amy próbując złapać równowagę na szpilkach. „Raz kozie śmierć”- pomyślała i weszła na salę.
Joe, który czekał na nią zaraz przy wejściu mimo krzyków i nawoływań szatynki, nie reagował. Dostrzegł ją dopiero, gdy praktycznie wkładała mu palce w oczy.
-Kim... Amy?- zapytał z niedowierzaniem. Stała przed nim dziewczyna ubrana w ciemnoczerwoną, długą do ziemi suknię, której cienki materiał opływał idealnie kształty Amy. Jej ciemnobrązowe włosy lśniły w świetle lamp, a fale odbijały miedziane refleksy. Pełne usta pomalowane delikatnym błyszczykiem aż prosiły się o złożenie pocałunku... Joe prawie uległ tej prośbie.
-Tak, ja.-odpowiedziała, lekko się rumieniąc- Chodźmy zatańczyć.- szepnęła mu na ucho. Wziął ją pod rękę i weszli na parkiet. W momencie, gdy złapał ją za rękę, zaczęła lecieć wolna piosenka. Oboje się zarumienili i niespiesznie objęli. W tańcu mimowolnie zbliżali się do siebie, a w związku z tym, że Amy miała szpilki, ich twarze były na tej samej wysokości. Joe na początku trzymał tylko dłonie delikatnie oparte na jej biodrach, a teraz objął ją całymi ramionami i przyciągnął do siebie. Nie opierała się, przylgnęła do niego. Ich usta były blisko. Niebezpiecznie blisko. Miała ochotę powiedzieć „Naruszasz moją strefę prywatną”, czy coś w tym stylu, ale nie potrafiła nić wydusić. Kilka tańców później, podczas którejś z kolei przerwy na odetchnięcie zaczęli dyskutować o koncertach. Mieli na ten temat kompletnie inne zdanie, więc jeszcze chwila, a oboje obrzucaliby się obelgami.
Przerwała im znana melodia. Delikatny walc angielski. Oboje wyprostowali się i rozpoczęli taniec. Zaskoczyli się wzajemnie swoimi umiejętnościami. Po chwili byli jedyną parą wirującą na parkiecie. Na zakończenie zostali nagrodzeni gromkimi brawami. Podczas aplauzu, nadal oszołomiony Joe szepnął partnerce na ucho:
-Chodźmy na taras...
-Dobrze.- Eleganckim krokiem wyszli z sali, on zaskoczony, że się zgodziła, ona ciekawa, po co wyszli.


No cóż, ja i tak uważam, że jest słitaśnie słodko. Gdzieś od połowy do końca pisała Iwona, ja tylko cośtam pododawałam ;]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eclipse
ocalałeś nie po to, aby żyć


Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:51, 02 Kwi 2009    Temat postu:

Fajnie, fajnie. ^^
Słodko to się dopiero robi. xd
Ale mi się podoba. =]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Justify
Takie małe, a tak wnerwia! :]


Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 816
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ja jestem?

PostWysłany: Czw 19:59, 02 Kwi 2009    Temat postu:

Podobno jestem straszną psują. Tak mówi Iwona. No i grono innych osób. Ale Iwona pierwsza nazwała mnie psują x)


-Chodźmy na taras...
-Dobrze.- Eleganckim krokiem wyszli z sali, on zaskoczony, że się zgodziła, ona ciekawa, po co wyszli.
Na tarasie owiał ich delikatny, ale zimny wietrzyk. Sukienka Amy nie dostosowana do warunków pogodowych wcale nie pomagała w zachowaniu szerokiego uśmiechu bez szczękania zębami. Usiedli na jednej z ławek. Joe zauważył, że Amy drży.
-Zimno ci?- szepnął jej na ucho, po czym owiał ją jego słodki oddech, co spotęgował drżenie. Zarzucił jej swoją ciemnoszarą marynarkę na ramiona.
-Dziękuję.- szepnęła- A tobie nie zimno?
-Nie... Ty mnie rozgrzewasz.- zaczerwienił się jak nigdy, kiedy zobaczył minę Amy.- Czyżbym... powiedział to na głos?
-Eee.. Tak.
-Ups... Wpadka. Przepraszam.
-Nie szkodzi. To... miłe, że działam, jak kaloryfer!- rozluźniła atmosferę szatynka. Oboje zaczęli się śmiać, a Joe, korzystając z rozkojarzenia dziewczyny powolutku się przysunął. Chyba zauważyła, ale nie protestowała. „Rozluźnij się, Stewart, ROZLUŹNIJ!” mówiła do siebie w myślach. „Dobra. Poddaję się chwili. Najwyżej jeden Jonas mnie przeleci. Nara, rozsądek!”- zakończyła swój wywód. Stwierdziła, że kompletnym sprzeciwieniem się zdrowemu myśleniu będzie przysunięcie się do Joe. Tak też zrobiła, opierając głowę na jego ramieniu. On zdziwił się, zesztywniał. Gdy zobaczył, że to nie żaden podstęp, nieśmiało objął Amy w talii. Dziewczyna się cicho zaśmiała, co go zdezorientowało.
-Co się stało?- zapytał?
-Nic, nic. Tylko... coś nieśmiały jesteś.- wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
-A co, mam być... śmielszy?- spytał zalotnie, a nie uzyskawszy odpowiedzi, uznał milczenie za zgodę. Nie potrafił się już dłużej powstrzymywać. Wielki Pan Jonas, na którego leciały wszystkie laski, lgnęły do niego, CHCIAŁ tej dziewczyny. Tym razem, to ON zabiegał. Pogłaskał Amy po policzku. Ona, zdziwiona, podniosła wzrok. Uczucie w nim wybuchło. Rozejrzał się szybko. Byli sami. Znów zwrócił wzrok na jej oczy o niespotykanym kolorze. No bo kto na świecie (oprócz wampirów xd- przyp. Aut.) ma jasne, miodowe oczy?! Drugi wybuch uczucia. Ona była jedyna w swoim rodzaju. Nie chciał tego spieprzyć. Próbował odczytać coś z jej oczu. Nie było w nich oczekiwania, miłości, nienawiści, czy pożądania.
-Nie potrafię cię rozszyfrować...- szepnął lekko muskając jej usta. Poczuł smak pomarańczowego błyszczyka, gdy ostatni raz oblizał wargi. Popatrzył jej jeszcze raz w oczy. Powoli je przymykała. Nie otrzymał żadnego sprzeciwu, więc delikatnie musnął jej wargi. Raz, drugi, trzeci. Przysunął się. „Nie spieprz, nie spieprz!”- krzyczał do siebie w myślach. Ręce mu drżały. Pocałował śmielej. Oddała się w jego ramiona. Przyciągnął ją. Zaczął całować już naprawdę, z każdą chwilą odrobinę pogłębiając pocałunek. Poczuł jej ręce, wplatające się w jego czarne włosy. Zrobił to samo. Przycisnął jej twarz do swojej, by jeszcze bardziej pogłębić pocałunek. Ona zaczęła wodzić rękoma po jego szyi, lekko ją łaskocząc i powodując kolejne wybuchy podniecenia. Czuł mrowienie w miejscach, gdzie go dotknęła. Opuściła ręce na plecy. Gładziła je, czasem wbijała lekko paznokcie. W końcu jej ręce wylądowały na jego talii. On oderwał się od niej i zaczerpnął powietrza. Popatrzył na nią. Jej oczy się świeciły, włosy miała lekko zburzone, usta nabrzmiałe od jego pocałunków. Uśmiechała się tak, jak nigdy. Joe pomyślał, że do tej pory widział tylko cienie jej uśmiechu. Teraz promieniowała z niej radość. „Więc... jest zadowolona?” zapytał sam siebie. „Co powiedzieć, co powiedzieć?” gorączkowo rozmyślał. Co mówił byłym laskom po pierwszym pocałunku? Dla Amy żaden z tych tekstów nie był właściwy...
W jej głowie także był zamęt. „Podobało mu się? Co ja robię? Co mam powiedzieć?” zdrowy rozsądek nie dawał jej spokoju. „Stewart, myśl, co powiedzieć!”. Wybiła pierwsza w nocy. Poczuła zmęczenie, mimo podniecenia. Chciała iść do pokoju. Sala znacznie już opustoszała, leciały same wolne utwory.
-Ja... dziękuję za... cały wieczór.- szepnęła i pocałowała Joe w policzek. Chłopak odwrócił się w jej stronę. Promieniował szczęściem. A już myślała, że coś poszło nie tak...
-To ja dziękuję.- uśmiechnął się jeszcze szerzej, jeśli się dało.- Wracamy do pokoju? Widzę, że jesteś trochę zmęczona...
-Dobra, chodźmy.- odrzekła. Wstali, a on, nadal niepewnie, objął ją w talii. Odwzajemniła gest, przez co mogli być bliżej. Buzowało w nim podniecenie. „Joe, to nie jest pierwsza lepsza blondi, nie spieprz tego, przelatując ją w pierwszą noc po pocałunku!”- skarcił się w myślach. Będzie musiał trzymać łapy przy sobie...
Doszli do drzwi pokoju.
- Masz kartę? – zapytał. Bez słowa zaczęła grzebać w torebce.
- Mam!- powiedziała z tryumfalnym uśmiechem na twarzy. Przyłożyła kartę do zamka i już po chwili byli w środku. Jonas zamknął za sobą drzwi na zamek.
- A to po co? – zapytała Amy, lekko podejrzliwie.
- Żeby pokojówka rano nie wlazła . Chcę się wyspać. – mruknął. Popatrzyli sobie w oczy. – Nie! Nie zrobisz tego!
- Jesteś szybszy!- I rzuciła się w stronę łazienki. Dopadła jej pierwsza i zamknęła drzwi na zamek.
- Jak ty to zrobiłaś?! Masz szpilki!- jęczał Joe, który wpadł na drzwi z impetem zaraz po tym, jak szatynka je zamknęła. – Masz sukienkę! – narzekał, rozcierając sobie guz na czole.- Wpuść mnie pierwszego! – gdy nic nie usłyszał, wściekły i zaspany krzyknął – Jestem … twoim pracodawcą! Masz mnie wpuścić! – usłyszał prychnięcie pełne furii i z łazienki wypadał rozwścieczona Amy. Ledwo odskoczył, by nie mieć znów bliskiego spotkania z drzwiami. Rzuciła szpilki koło drzwi i otworzyła szafę z poukładanymi ubraniami. Wygrzebała dłuższą koszulkę, w której zwykle spała. Joe nadal stał oniemiały.
- Amy… - zaczął skruszony.
- Co?! Wielki pan Joseph Adam Jonas NADAL nie jest zadowolony? Co jeszcze mam zrobić?! Nie wybierałam tej pracy! Jestem tu z przymusu, nie chciałam z wami wyjeżdżać. A już myślałam, że będzie fajnie, że będziemy … będziemy choćby przyjaciółmi. Ale tak, ty musisz wszystko zniszczyć! – popatrzyła mu w oczy. Były niemal szklane. Wyszła z sypialni, by się przebrać. Trzasnęła drzwiami. Joe usiadł zrezygnowany na łóżku. Schował twarz w dłoniach. Miał ochotę rzucić się z okna. Jak mu zależało, to oczywiście musiał wszystko spieprzyć. Był na siebie wściekły. Nie wiedział co robić. Nic nie wiedział oprócz tego, że zachował się jak ostatni kretyn. Nienawidził samego siebie. I wtedy właśnie sobie uświadomił, że on Amy chyba kocha. Przeraził go ogrom tego słowa. Postanowił wejść do salonu i choćby błagać szatynkę na kolanach o wybaczenie. Nieśmiało zapukał. Zero odpowiedzi. Zapukał jeszcze raz, a potem uchylił drzwi. Odpowiedziało mu prychnięcie. Nie usłyszał konkretnego protestu, więc przekroczył próg.
- Amy…- zaczął szeptem, ale dziewczyna mu przerwała.
- Czy mój PRACODAWCA już skorzystał z łazienki? – powiedziała złowrogim tonem. „Jak on mógł? Po tym wszystkim?” Wściekłość się w niej gotowała. – Mam ją umyć? Czy może pościelić panu łóżko?
- Amy, proszę…
- O co pan prosi? O JESZCZE LEPSZE traktowanie?- znów prychnęła.
- Amy, proszę, wysłuchaj…
- Oooch… przepraszam najmocniej! Przerwałam panu? Jak mogłam, prawda? Już się zamykam. – nadal ten sam ton: mieszanka rozżalenia, furii, cynizmu i nienawiści. Joe gwałtownie oklapł, ale zaraz się zreflektował.
- Amy błagam cię. Wybacz mi jestem idiotą, dupkiem. Pozwól mi naprawić te błędy.
- Pan Jonas idiotą? Pan Jonas i błędy? Och, tak się nie da. Pan Jonas jest idealny! Pan Jonas…
- AMY CHOLERA JASNA, ZACHOWUJ SIĘ NORMALNIE! NIE JESTEM IDEALNY, WRĘCZ PRZECIWNIE, JESTEM NIEDOROBIONYM DUPKIEM! MAM OCHOTĘ SIĘ ZABIĆ, BO... BO... BO CIĘ KOCHAM!- tym razem Amy oklapła. Usiadła.
- Ko… Ko… Ko… (kura!- przyp. aut.) Kochasz. Mnie? – oczy zaszyły jej mgłą, ale już po chwili oprzytomniała i zerwała się z fotela. – TO KOLEJNE KŁAMSTWO, KTÓRYM CHCESZ MNIE OMOTAĆ?! A może przelecieć i zostawić jak każdą inną? Nie mam zamiaru cię słuchać. – dokończyła spokojniejszym tonem. – Zrozumiano?
- Ale Amy… błagam!
- Nie ma żądnego ale! Jeśli pozwolisz idę do łazienki! – wbiegła do sypialni trzaskając drzwiami, a po chwili głośniej tym z łazienki. Nie chciała żeby Joe zobaczył jak płacze. Dobrze, że tylko parę łez, pomieszanych z tuszem uroniła zanim znalazła tonik i łzy wymieszały się z wodą. Płakała jak nigdy. Przez kretyna i durnia jak sobie wmawiała. Gdy tak płakała, nagle pomyślała: „Co ja wyprawiam? Płaczę! Ja nigdy nie płaczę!” Szybko wytarła łzy, ochlapała twarz zimną wodą. „ TAK NIE MOŻE BYĆ!” pomyślała. Doprowadziła się do porządku i powoli wyszła z łazienki. W sypialni pusto. Zastanowiła się nad pretekstem, który zmusiłby ją do pójścia do salonu. Nienawidziła Joe, ale zżerała ją ciekawość, co teraz robi. Bo Amy Stewart to niezwykle ciekawska osoba. I sprytna. „Szpilki! Rzuciłam je w kąt!”. Na jej twarzy zagościł tryumfalny uśmiech. Ale tylko na chwilę, bo później podeszła do drzwi i starała się, by z jej twarzy znikły wszelkie emocje. Udało się jej, jak zwykle zresztą. Weszła do pokoju, pozwoliła sobie na szybkie rozejrzenie się. Joe siedział w fotelu, twarz zwiesił, schował w dłoniach. Na panelach, zaraz pod nim były... łzy? Amy szybko pokręciła głową, odpędziła od siebie tę myśl. To pewnie coś innego, a może tam nic nie było, tylko się jej wydawało… Szybko, nie patrząc więcej na chłopaka podeszła do drzwi, którymi wychodzi się na korytarz. Wzięła szpilki i odwróciła się. Zdążyła, tylko zauważyć kątem oka, że Joe chowa twarz szybko w dłoniach. Był czerwony. „ Na pewno za długo przyciskał dłonie do twarzy. NIE MÓGŁ… płakać. Na pewno nie. To facet.” myślała. Zatrzymała się na chwilę na środku pokoju, tyłem do Joe. Szukała słów, już otwierała usta by coś powiedzieć, już się odwracała… Lecz zrezygnowana podążyła do sypialni. Włożyła szpilki do swojej torby na buty, zgasiła główne światło, pozostawiając zapaloną lampkę po przeciwnej stronie łóżka. Położyła się z lewej strony, twarzą do krawędzi. „Dobrze, że kołdra jest wielka, będę mogła zachować dystans…”. Po chwili usłyszała otwierające się drzwi, a następnie trzask zamykanych. Później Joe wszedł do łazienki. Słyszała szum wody i po pięciu minutach chłopak wyszedł. Kątem oka dostrzegła, że jest w samych bokserkach. „ Cholera. Mógł sobie odpuścić. Piżama, czy coś? Cokolwiek!”. Przeklinała go w myślach, ale gdy przypomniała sobie swoją krótką bluzkę, przestała. Poczuła jak Joe się kładzie. „Nie za blisko! Proszę!”. Zastanawiała się, dlaczego chłopak nie gasi lampki. Po chwili usłyszała głos:
- Masz zamiar spać w nocy na podłogę i rozbić sobie głowę? - starał się z całych sił nie przyciągnąć rękami do siebie. Ciężko było. Nie usłyszał odpowiedzi. Amy tylko przysunęła się bliżej. Nie, nie chciała spaść. Zgasił lampkę. „ Nareszcie…” pomyślała i zamknęła oczy. Po chwili rozmyślań odpłynęła.



Słodko, na szczęście tylko na początku ;]
Uprzedzałam!!! Pisałam, że jestem okropną psują! ;DD
Ach, no i specjalnie dałam dłuższe, bo przerywać tak w połowie kłótniii... xd


Ostatnio zmieniony przez Justify dnia Czw 20:00, 02 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eclipse
ocalałeś nie po to, aby żyć


Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:52, 02 Kwi 2009    Temat postu:

Nie jesteś żadną psują. !
To była najlepsza część opowiadania jaką dotychczas czytałam.
Cuudo. !
Masz talent. ;]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Justify
Takie małe, a tak wnerwia! :]


Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 816
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ja jestem?

PostWysłany: Pią 9:58, 03 Kwi 2009    Temat postu:

Dzięki, dzięki, Eclipse ;***

Już gdy się obudziła, coś jej nie pasowało. Lekko się poruszyła. Przerażona poczuła, że przytula się do kogoś. Joe. Pod kołdrą. „Cholera!”. Starała się go nie obudzić. Niestety.
- Nie martw się, nie śpię już od kwadransa. – mruknął zaspanym głosem.
- Kurw… Ekhem. Sorry, moja wina, mimo, że o niczym nie wiem… Dobrze, że nikt nie wie.
- Za późno. Obudził mnie Kevin, a po chwili przyszedł Nick.
- Nieeee!- jęknęła, przecierając twarz. Przewróciła się na plecy. – Przechlapane!
- Ja tam się cieszę… Dalej jesteś zła? – wszystko do niej wróciło. Pocałunek. Kłótnia. Cholera.
- Owszem. - zsunęła nogi z łóżka.
- Hmm, krócej się nie dało? – zironizował wygląd szatynki Joe.
- Dało się, ale stwierdziłam, że to będzie przesada. – powtórzyła jeden ze swoich ulubionych tekstów. Na czerwone policzki pozwoliła sobie dopiero, gdy stała tyłem do chłopaka. Pognała do szafy, wygrzebała swoja plisowaną czarno-czerwona mini w kratę i czarną bluzkę. Nie zapomniała o czarnych rajstopach i czerwonych getrach, bo na dworze mogło być chłodniej. Znalazła też okulary. Zamknęła się w łazience. Po porannej toalecie i ubraniu się, stanęła przed lustrem. Podkreśliła oczy czarna kredką, nałożyła na rzęsy tusz i spięła włosy w wysoki kucyk. Wcześniej je wyprostowała, a grzywkę spięła do tyłu, lekko ją tapirując. Ubrała okulary co dodało jej trochę grzeczności. Wyszła z łazienki i podeszła do szafy. Wcześniej popatrzyła na Joe, który leżał wpatrując się w sufit. „Gdzie schowałam te baleriny?” myślała. Otworzyła drzwi szafy i od razu zobaczyła skrawek czerwonych butów. Zapolowała i po chwili baleriny była na jej stopach. Zamknęła szafę i zaczęła przeglądać się w lustrze.
- Znośnie. – wymruczała do siebie. Usłyszała gwizdnięcie i ciche ”Uuuuu!” ze strony łóżka. Prychnęła.
- Wow, ale laska! Kim jesteś i co zrobiłaś z Amy Stewart?
- To ja, debilu! A czy ty przypadkiem nie powinieneś- przerwało jej głośne wtargnięcie Kevina, którego powstrzymywał Nick.
- Ale Kevin obudzisz…
- Nie interesuje mnie to! Ona… - przerwał, gdy zobaczył Amy. – Eee, cześć. Myślałem, że jeszcze śpisz… śpicie – popatrzył z pogardą na Joe.
- Amy, ale z ciebie laska!- walnął Nick, a dziewczyna gwałtownie się zarumieniła.
- Cicho Nick! No, ale w sumie… - wymamrotał Kevin.
- Oh, typowi mężczyźni! – zirytowała się Amy, co rozśmieszyło braci. Po chwili Nick wykrztusił:
- A tak właściwie mama woła nas na śniadanie. Do tej sali w której był bal. – szatynka wywróciła oczami i wyszła. Wzięła kartę magnetyczną i zamknęła nią drzwi.
- Macie za swoje, siedźcie tu! – syknęła i zadowolona ze swojej zemsty nacisnęła guzik przywołujący windę.
Chwilę później, już szła hollem w stronę sali, w której wczoraj odbywał się bal. Weszła. Przebiegła wzrokiem salę i w samym rogu dostrzegła swoją matkę, państwa Jonas, Frankiego, ochroniarza i kierowcę.
- Dzień dobry! – mruknęła i usiadła na jednym z czterech wolnych miejsc. Na środku, byle dalej- z jednej strony od ochroniarza, a z drugiej od matki. Uśmiechnęła się do siebie na myśl, o tym, że dziś nie będzie musiała koło nikogo siedzieć. I właśnie w tym momencie, ku jej zaskoczeniu i zażenowaniu do sali weszło rozwścieczone Trio Wiecznych Prawiczków. Pierwszy szedł Joe, nieco za nim dwaj pozostali bracia.
- Jesteś martwa jak ta parówka na stole. Tylko ty możesz mieć takie pomysły, ale to był twój ostatni, bo cię zabiję! Jesteś trupem, zimnym trupem. Ghrr!- pluł się Joe. Zdziwieni goście odwracali głowy w kierunku, z którego dochodziły obelgi. Gdy prawie doszli do stołu Amy już wbiła się jak najgłębiej w krzesło. TAKICH Świętych Jonasów jeszcze nie widziała. Po chwili jednak zreflektowała się, wyprostowała i wzięła kanapkę ze środka stołu. Braci usiedli, po jej bokach Kevin i Joe, Nick koło Joe. Udała, że niczego nie zauważyła.
- I co zadowolona? Ok, zdenerwowałaś nas. Możesz już się śmiać. – syknął do niej średni brat. Nie odpowiedziała.
- O co ci chodzi, co? Czy ty taka jesteś, czy cos ci nie pasuje, hm?
- Joe… Uspokój się. – wtrącił Nick.
- Nie, nie uspokoję się! Nie będzie mi taka ZDZIRA podskakiwać! Jak ma jakiś problem, to niech mi o nim powie, a nie, że będzie mi życie zatruwać, mała kretynka! – syknął Joe. W Amy się zagotowało. Zerwała się ze łzami w oczach, wywróciła krzesło. Popatrzyła nienawistnie na Joe.
- To ty jesteś problemem!!! Ty i twoi zasrani bracia! Gdyby nie wy, byłabym normalną nastolatką, miałabym matkę nie tylko formalnie i może miałabym przyjaciół! Wszystko mi zabieracie! – płacząc wybiegła z Sali. Wszyscy popatrzyli na Joe, który spłoną rumieńcem.
- Kretyn. – szepnął jadowicie Kevin, który wstał i spokojnie wyszedł z sali. Rozglądnął się po hollu. Nie ma jej. Podszedł do recepcjonistki.
-Przepraszam... Czy przebiegała tędy szatynka w mini?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eclipse
ocalałeś nie po to, aby żyć


Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:51, 05 Kwi 2009    Temat postu:

To było mocne.
Podobało mi się.
Nie słodzisz. xd
;]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Justify
Takie małe, a tak wnerwia! :]


Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 816
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ja jestem?

PostWysłany: Nie 15:51, 05 Kwi 2009    Temat postu:

No i kolejna część ;] Powoli kończy mi się to, co mam na komputerze, więc już nie będzie tak często ;D

Podszedł do recepcjonistki.
-Przepraszam... Czy przebiegała tędy szatynka w mini?- spojrzał na cycatą, tlenioną blondynę w mini, która czytała jakiegoś szmatławca i żuła gumę. Zrobiła z niej balona i leniwie przeniosła wzrok na Kevina. Nawet, jeśli poznała w nim gwiazdora, była za bardzo znudzona, by zareagować. Wzruszyła tylko ramionami i powróciła do czytania gazety. Zażenowany chłopak ruszył w stronę windy, obmyślając, gdzie mogła się schować Amy. „Ale kartę zostawiła przy stole”- pomyślał, jednak mimo wszystko pojechał sprawdzić. Nacisnął okrągły guzik z wygrawerowanym numerem 9. Oparł się o ścianę windy i poczuł, jak rusza. Po chwili był przy pokoju 232. Rozejrzał się po korytarzu. Pusto. Zapukał. Cisza. Nacisnął klamkę. Nie ustąpiła.
-Świetnie! No po prostu zajebiście!- wykrzyknął do siebie.- Mam przed sobą piętnaście pięter i całe miasto! Łatwizna!- zironizował. Przysiadł na jednej z puf i ukrył twarz w dłoniach. Nagle go olśniło. Hotelowa łazienka! Podbiegł do windy i naciskał guzik przywołujący, dopóki nie przyjechała. To samo z guzikiem z numerem 0. Wydawało mu się, że winda okropnie się wlecze, więc nie wytrzymał i trzy piętra niżej [na 6 piętrze- dop. aut.] wysiadł. Pobiegł w stronę chodów i zaczął szaleńczy bieg, przeskakując po 4, czasem 5 schodków. Po chwili był już na dole i biegł do łazienek. Przed drzwiami zatrzymał się. „Cholera! Jak ja wejdę do damskiej łazienki?!”- przeklinał swoją głupotę w myślach. Postał jeszcze chwilę, po czym rozglądnął się. W pobliżu nikogo nie było. Powoli wszedł do łazienki.
-Amy...?- zawołał. Nic. Po chwili usłyszał przekręcanie zamka i z kabiny wyszła jakaś starsza kobieta. Zaczęła piszczeć, wrzeszczeć, wyzywać go, a po chwili już okładała go torebką. Jonas, gdy tylko zrozumiał, co się dzieje, szybko wybiegł. Jęknął, trzymając się za skroń.
-Co ona w tej torebce miała, CEGŁY?- jęczał. Ale Amy nadal nie znalazł.
Postanowił poszukać szatynki na dworze. Po raz któryś minął „felerną” recepcjonistkę, ale tym razem skręcił w prawo i dobiegł do dużych, obrotowych drzwi. Popchnął je mocno i wyszedł z hotelu. Owiał go ciepły wietrzyk, słońce zaświeciło w oczy. Wyszedł za bramę. Wiedział, że to nierozsądne, poruszać się po mieście pełnym ludzi bez ochroniarza. Z roztargnieniem przeczesał włosy i wybrał drogę w prawo. Nadal biegł, musiał nadrobić stracony czas. Przebiegł kilka przecznic i zobaczył bramę parku. Po chwili biegł już jedną z alejek, następnie dotarł do skrzyżowania. Lewo? Prawo? Prosto? Tym razem pobiegł w lewo i znów słońce zaświeciło mu w oczy, bo obok była polanka i nie posadzono drzew.
-AŁ!- wrzasnął, gdy zderzył się z czymś, a raczej KIMŚ. Odpowiedziało mu głośne „uch!”. Zorientował się, że upał na szanowne cztery litery. Zerwał się.
-Och... Ja... Przepraszam. Nic ci nie jest?- zapytał, podając rękę dziewczynie. Podniosła się, popatrzyła mu w oczy. Wciąż był w szoku, ale zauważył, że dziewczyna jest szatynką.
-A... Amy?!- dziewczyna się uśmiechnęła.
-Nie, nie Amy. Samatha.- Kevin dopiero teraz oprzytomniał. Popatrzył na dziewczynę drugi raz. Jak mógł ją pomylić z Amy! Miała zielone oczy, była wyższa od Amy, wyższa nawet od niego, ale twarz miała bardziej... dziecięcą. Góra piętnaście lat.
-A... Sorry. Nic ci nie jest?- zapytał. Zobaczył, że dziewczyna jest na rolkach. Różowych. Zauważył też, że ma mini. Różową. Gwałtownie zmienił zdanie o tej dziewczynie. Wydawało się, że jest sympatyczna, a teraz... kiedy przypatrzył się jej twarzy zrozumiał, że to pusta lalka. Tona makijażu. Jak na potwierdzenie jego myśli, dziewczyna zaczęła piszczeć.
-OMG! [czyt. „Oł Em Dżi!” skąd to znacie? xd- dop. aut.] Ty jesteś KEVIN JONAS! Z Jonas Brothers! Łiiii! Dziewczyny, chodźcie tu!!!- rozchichotała się na dobre.- Katy! Weź szminkę, może mi się podpisze! Jejku, jak super, że cię spotkałam, no normalnie WOW! Podpiszesz mi się, proszę! No normalnie masakra, co ty tu robisz i w ogóle! Taki gwiazdor w takiej... dziurze? Wiesz, przyjechałam tu do babci, zmusili mnie, normalnie mówię ci, masakra, ale...
-Sorry, ale się spieszę.- Jonas ostrym tonem przerwał słowotok Samanthy. Mina dziewczyny gwałtownie zrzedła.- Widziałaś może taką szatynkę, niższą od ciebie? Okulary, proste włosy, w kucyku, czarna bluzka, plisowana spódniczka i...
-Urwał, bo zobaczył, jak stado dziewczyn podobnych do Samanthy biegnie w ich stronę.
-Biegła. Właśnie tą alejką, o, tam.- wskazała na wprost.- Ale... Nie dasz mi autografu...?
-Nie. Spieszę się. Może później.
-Zostawiasz MNIE dla jakiejś... DZIWKI?!- rozhisteryzowała się dziewczyna. Kevin już mocno podirytowany wrzasnął:
-TO NIE DZIWKA! I ODPIEPRZ SIĘ ODE MNIE!!!- Samantha skuliła się w sobie, w jej oczach zaszkliły się łzy. Kevin wyminął ją i ruszył pędem alejką. Dobiegł do kolejnego skrzyżowania i zaklął siarczyście, widząc kolejną grupę nastolatek. Były z prawej, więc pobiegł prosto. Usłyszał za sobą piski podnieceni i (jeśli się jeszcze dało) przyspieszył. Kolejne skrzyżowanie. Pobiegł w prawo, po kilku minutach dobiegł do zaułka. Zawrócił. Dotarł do tego skrzyżowania i skręcił z prawo. Las. Cały czas przeklinał siebie. Jeszcze parę razy musiał zawracać, omijać grupy nastolatek, ale w końcu dotarł do jakiegoś jeziora. Zdyszany się zatrzymał.
-Nie biegałem tyle od... od... dawna.- wydyszał do siebie. Rozglądnął się. Na prawo, po drugiej stronie jeziora był lasek.- Czy pobiegłbym do tego lasu, gdybym był płaczącą laską? Boże, wariuję. Gadam sam ze sobą.
Mimo wszystko postanowił sprawdzić. Ruszył do linii drzew. Zobaczył dróżkę leśną, dość zachęcającą. Biegł prosto, a po chwili skręcił w prawo.
-Amy?- krzyknął w przestrzeń i wszedł w linię drzew, które rosły gęściej. Było tu chłodniej i ciemniej, bo słońce tylko gdzieniegdzie przebijało się przez bujne korony drzew.- Skąd w mieście LAS?- chłopak puknął się w głowę. No tak. Przedmieścia, nie miasto...- Amy! Jesteś tu?!- zawołał znowu. Odpowiedziała mu głucha cisza.- Amy, do cholery! Jak tu jesteś, to się odezwij! Przynajmniej nie będę się tak martwić!- znowu brak odpowiedzi. Ruszył znów ścieżką, która nadal biegła prosto, a po kwadransie biegu las się przerzedził i zdyszany Jonas wybiegł na polankę. Znowu. Po środku rósł wielki dąb. Podbiegł do niego, okrążył z nadzieją, że Amy siedzi po drugiej stronie. Niestety. Usłyszał pociąganie nosem. Drugi raz okrążył dąb. Nikogo. To skąd do cholery... Olśniło go. Spojrzał z górę. Na grubej gałęzi siedziała szatynka, oparta o konar. W ręce miała chusteczki, w drugiej telefon. Popatrzyła na Kevina zapuchniętymi oczami.
-Oooch, ty drzewołazie! Wszędzie cię szukam! Nie mogłaś być gdzieś bliżej?- wdrapał się na drzew.- Nie martw się tym debilem. Przejdzie mu. A ty... Spełnimy jakieś twoje marzenie. Na pewno czegoś chcesz. Musimy ci wynagrodzić te wszystkie...
-Kevin! Stop. Przestań gadać. Już się wypłakałam.
-Oups... Eee.. Ale do nikogo się nie przytulałaś, co?- zapytał z chytrym uśmieszkiem, pokazując szereg białych ząbków. Nie czekając na odpowiedź, zakleszczył ją w niedźwiedzim uścisku. Zaśmiała się i wtuliła w jego ramiona. Pochylił się i zanurzył swoją twarz w jej włosach.
-Mmm... Cytrynowy szampon?- zapytał, przymykając oczy. Zaśmiała się cicho.
-Ty za to pakujesz na siłowni ile się da.- po chwili się od niego odsunęła.- A teraz przepraszam, ale muszę napisać do mojej rozhisteryzowanej matki.- wyjęła telefon i wystukała wiadomość.
-A co ci napisała?- zapytał ją Jonas.
-Oooch, nic takiego. Tylko to, że jest wściekła, twoi rodzice chcą mnie zabić, bo za mną pobiegłeś i że wyjeżdżamy wcześniej , więc mam natychmiast wracać, a jak nie to będę biegła za autobusem przywiązana do niego sznurkiem.
-Oups... Nie no, to przecież moja wina! Jak mogą być wściekli na CIEBIE? Nie martw się, wszystko im wytłumaczę.
-Ale przecież według twojej rodziny i mojej matki mnie nie powinno tu w ogóle być. Ja tu tylko przeszkadzam, stresuję wielkie gwiazdy! Jestem niepotrzebnym pasożytem!- krzyczała Amy. Nagle cała miła atmosfera ulotniła się, a szatynka nie miała ochoty już z nikim rozmawiać. Zeskoczyła z gracją z drzewa i mruknęła coś o „Cholernym Jonasie!”. Ruszyła do hotelu. Gdy była już przy jeziorze, dogonił ją chłopak z burzą loków na głowie.
-Hej, nie wszyscy skaczą po drzewach jak małpki! Nie mogłaś poczekać?- zaczął przyjaźnie, choć niepewnie. Amy tylko coś odburknęła.
-Eeej, co ty taka smutna? Jesteś ze mną!- zaśmiał się krótko. Dziewczyna prychnęła.
-A może ja nie chcę być z tobą?! Chcę być SAMA!- wiedziała, że jest wredna, że go rani bez powodu, że on wyciąga do niej rękę, a ona nawet jej nie odtrąca, ona ją wręcz odcina. Nie wiedziała, dlaczego to robi. Dotąd była pewna tego, że ma uzasadnione powody swojej złośliwości, a teraz... Miała dosyć takiego życia. Odwróciła się od Kevina i zaczęła iść jeszcze szybciej. Chłopak, niestety nie dał jej spokoju, tylko pobiegł za nią.
-Amy, proszę...
-Zostaw mnie! Powiedziałam, chcę być sama. A jak nie chcesz sobie pójść, to chociaż się zamknij!
Kevin już miał coś odpowiedzieć, ale rozległa się głośnia melodia.

Nie wiem, czy to, jak Kevin szukał Amy nie jest za długie, ale w sumie zależało mi na ukazaniu, że on szuka i szuka i znaleźć nie może ;d
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eclipse
ocalałeś nie po to, aby żyć


Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 15:06, 08 Kwi 2009    Temat postu:

Ładne, podobało mi się.
Szkoda, że nie będzie już często.
Napisz książkę z tymi historiami.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
WolnaJakPtak
...wyjęty z bokserek xD


Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:38, 08 Kwi 2009    Temat postu:

psują?! ja?! no może...

Hmm, Eclispe, jak chcesz to mogę spróbować przepisać to co jest o Hermionie i Snapie ale nie wiem na kiedy.

Lauro, wrrróć, Justi jak chcesz to wiesz po parę kartek i mogę przepisywać... <lol>
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eclipse
ocalałeś nie po to, aby żyć


Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:06, 08 Kwi 2009    Temat postu:

NieMaszRacji jak będziesz miała czas to możesz.
Chętnie przeczytam.
Ale jak nie masz czasu to nie musisz.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.womanishly.fora.pl Strona Główna -> Proza. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
deoxGreen v1.2 // Theme created by Sopel stylerbb.net & programosy.pl

Regulamin